Wiosna, cieplejszy wieje wiatr...czyli mini plener na ostatkach śniegu.

krzaczory

Krzaczory wersja lajt.

Krzaczory wersja hewi.

Nie wiem, ile w tym prawdy, ale skoro tak piszą, to tak pewnie jest.

Rysowane przez rdzę.

I zahipnotyzowały mnie te rozbite szybki.

i dziura w ścianie o ładnym kształcie.

potrójnie.

I ruiny. W końcu :} Bo to właśnie one były głównym punktem naszego wyjazdu do Żmigrodu.

Tak, to też część kompleksu ruinowo-dyskotekowego. Dyskotekowego? zapytacie. A tak. Otóż jak dowiedzieliśmy się od miejscowych, w piwnicach tych ruin aktualnie mieści się dyskoteka i co weekend jest tłumnie oblegana przez tamtejszą młodzież i nie tylko. Rewelacyjne miejsce na tego typu imprezki :>

Okno. 3 in 1.

I rzut tak bardziej na większą część. Na całej tej konstrukcji dało się znaleźć mnóstwo włączników i innych cudów. I tak ja włączałam światełka - Marcin wyłączał...
No i tak, kolejny plenerek uważam za udany. Co prawda było nas tylko troje śmiałków
(i desperatów, bo wstawać o wpół 7 w sobotę to nie jest zbyt normalne), ale warto było podnieść tyłki i zobaczyć co serwuje nam świat o wpół do 8 rano.
Zobaczyć strażaków, których zalało i którzy w gumiakach wiadrem wypompowywali wodę spod żuka. I coś co wyglądało jak bociany, a odpoczywało sobie na brzegu stawu. I drogę na Biały Kał, i trasę przez Niezgodę i śniadanko na Orlenie i włażenie przez okno w poszukiwaniu dobrych motywów i opychanie się cuksami, o.
Kto nie był niech żałuje.
pierwszy post na klubowym blogu uważam za dodany :}